pan jego, wszedł pieszo na wielkie schody wiodące ku bramie miejskiej. Drugi <br>niewolnik, Sur, młodziak o nie zarośniętej jeszcze twarzy, kroczył za nim, dźwigając <br>na głowie kosz wypełniony żywnością. Schody o szerokich, kamiennych stopniach <br>były wyżłobione od wielowiekowego użycia, a tak połogie, że osły i wielbłądy <br>wchodziły tędy swobodnie. Starodawny gród Ur, leżący nad dolnym Eufratem, wznosił <br>się na sztucznym wzgórzu, blisko sto łokci wysokim, usypanym niegdyś, pewno <br>przed potopem, przez zapomniane dziś ludy.<br>Ab-Ram bez pośpiechu wszedł w pożądany cień murów. Brama była przestronna, nisko <br>sklepiona, zamykana na noc spiżowymi wrzeciądzami. Skrzydła wrót pokrywała płaskorzeźba <br>przedstawiająca oblężenie miasta. Panujący