Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Cosmopolitan
Nr: 6
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
w domu - wołam do niej wskazując na piętrzącą się przed nami malowniczą górską ścianę.
Piątek. Ach, jak cudownie wędrować w garsonce przez ulice i wymachiwać torebką. Wreszcie jestem pewny siebie. Mój chód jest lekki i sprężysty. Gdzieś zniknęło to beznadziejne męskie człapanie w wytartych dżinsach. - Pani artykuł trafił bezbłędnie w gusta naszych czytelniczek - uśmiecha się szeroko naczelna. - Jest w nim jakiś rys męskości, tak potrzebny dzisiejszym kobietom - śmieje się redaktor naczelna.
Sobota. - Znów zostawiłeś okruchy - mówi żona. - Twój ojciec też zawsze zostawiał, nie mówiąc o dziadku, który w dodatku rozsypywał popiół. Wszyscy tacy jesteście, bałaganiarze, żadnego szacunku. To ja haruję cały
w domu - wołam do niej wskazując na piętrzącą się przed nami malowniczą górską ścianę. <br>Piątek. Ach, jak cudownie wędrować w garsonce przez ulice i wymachiwać torebką. Wreszcie jestem pewny siebie. Mój chód jest lekki i sprężysty. Gdzieś &lt;orig&gt;zniknęło&lt;/&gt; to beznadziejne męskie człapanie w wytartych dżinsach. - Pani artykuł trafił bezbłędnie w gusta naszych czytelniczek - uśmiecha się szeroko naczelna. - Jest w nim jakiś rys męskości, tak potrzebny dzisiejszym kobietom - śmieje się redaktor naczelna. <br>Sobota. - Znów zostawiłeś okruchy - mówi żona. - Twój ojciec też zawsze zostawiał, nie mówiąc o dziadku, który w dodatku rozsypywał popiół. Wszyscy tacy jesteście, bałaganiarze, żadnego szacunku. To ja haruję cały
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego