w przeciwieństwie do torbieli, wcale nie bolał. Podzieliłam się moim odkryciem z mężem, akurat wtedy, gdy spieszyliśmy się do kina. Powiedział mi, że przesadzam i kazał mi przestać się martwić. Nazajutrz rankiem, czując ogromny niepokój, zadzwoniłam do mojego ginekologa. Lekarka zbadała mi piersi, nie potrafiła jednak wyczuć najgłębiej położonego, największego guzka, póki jej go sama nie pokazałam. Wiedziała, że nie palę, dbam o siebie, a w mojej rodzinie nikt nie chorował na raka, powiedziała jednak: "Piersi nigdy nie wolno lekceważyć". Dała mi skierowania na mammografię, ultrasonografię i w końcu na biopsję. "Ma pani raka" - oznajmił mi po badaniach chirurg, kolega męża