Typ tekstu: Książka
Autor: Jagiełło Michał
Tytuł: Wołanie w górach
Rok: 1999
miał wybity lewy staw barkowy i gdyśmy weszli wieczorem do schroniska, ściskał nam dłonie po kolei, zapraszał na wodę z sokiem i piwo, mówił zażenowany:
- Dziękuję i przepraszam, że dałem wam robotę.
- Jak to się stało? - pytamy.
- Głupio. Wczoraj weszliśmy w filar. Pod wieczór, przy przechodzeniu Wielkiego Okapu wyrwał się hak i poleciałem chyba pięć metrów. Lewa ręka zaplątała mi się w ławeczki.
- Dlaczego nie wołaliście wczoraj?
- No wiesz, tak bez walki? Wyszedłem jeszcze dwadzieścia metrów na półeczkę, ściągnąłem prawą ręką Marka i tam założyliśmy biwak. Myślałem, że przez noc mi przejdzie, ale gdzie tam!
W miesiąc później "klient" przyszedł do
miał wybity lewy staw barkowy i gdyśmy weszli wieczorem do schroniska, ściskał nam dłonie po kolei, zapraszał na wodę z sokiem i piwo, mówił zażenowany:<br>- Dziękuję i przepraszam, że dałem wam robotę.<br>- Jak to się stało? - pytamy.<br>- Głupio. Wczoraj weszliśmy w filar. Pod wieczór, przy przechodzeniu Wielkiego Okapu wyrwał się hak i poleciałem chyba pięć metrów. Lewa ręka zaplątała mi się w ławeczki.<br>- Dlaczego nie wołaliście wczoraj?<br>- No wiesz, tak bez walki? Wyszedłem jeszcze dwadzieścia metrów na półeczkę, ściągnąłem prawą ręką Marka i tam założyliśmy biwak. Myślałem, że przez noc mi przejdzie, ale gdzie tam!<br>W miesiąc później "klient" przyszedł do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego