w oknie pokoju nad barem i patrzy się przed siebie, widzi się to wszystko w nagłym zagęszczeniu: tych pracowitych ludzi mówiących zerwaną kantyleną, cień winnic padający na dramaty zwyczajnie i szlachetnie urodzonych, wapienne doliny wpełzające pod same szczyty Małych Dolomitów, stare zamki, kościółki, wille i domy wieśniaków, kamienne owczarnie na halach i nitki wyciągów narciarskich.<br> Cień winnic wydłuża się na przedwieczerzu i przynosi wytchnienie wszystkim: i tym, którzy uciekają przed samymi sobą, i tym, którzy jak Marino, jak Franco i Gino Fasoli, jak Erminio, oddają zbiory pod tłocznie - pierwszy na dziedzińcu naszego domu, tyle co na swoje potrzeby, drudzy do własnej