słowem coś z Boscha i coś z Goyi.<br><br>W środku tych poczwar cokół stoi,<br>a na nim mąż orężny w zbroi,<br>w hełmie nakrytym, jak pokrywką,<br>polską wojskową rogatywką,<br>spogląda przez teleskop, który<br>zamiast wzniesiony być do góry,<br>tam, kędy gwiazd miriady płoną,<br>soczewkę w tunel ma wpuszczoną.<br>Wielki jest hart zbrojnego męża,<br>bo nieustannie wzrok wytęża,<br>a gdy mu szkło zachodzi mgiełką,<br>woła: O, widzę, jest światełko!''<br><br>Tu chór czarownic się odzywa:<br>Patrz, tanie, to twój główny rywal,<br>obecny pan na Strasznym Dworze!<br>Lecz da Belzebub, że go zmożesz,<br>bo jak wskazują piekieł znaki,<br>najodporniejsze są szmaciaki!''<br>To rzekłszy, znowu