las, jaskinia, morze, wnętrze pomieszczenia. Piekielny rajd. W kilkadziesiąt minut zagęszczone godziny i dni.<br>Zatrzymaliśmy się, po odzieniu sądząc, w średniowieczu. Wieczór. Powietrze chłodne, wilgotne. Zachwaszczona łąka przylegająca do puszczy. Wychodząc trójtęczą z Bramy, o mało nie wpadliśmy wprost w trzeszczące wysokim płomieniem ognisko. Musiało się znajdować dokładnie na środku heksagonu, wnosząc z kąta, pod jakim podchodziliśmy do Bram.<br>Santana potwierdził to przypuszczenie.<br>- Na samej osi - mruknął, oglądając się na Bramy.<br>- Ile to skoków? - spytał Llameth, wypatrując czegoś w ciemnej ścianie puszczy. - Trzynaście?<br>- Czternaście - poprawiłem go.<br>- Może byś się tak pomodlił? Co? Santana?<br>- Może. A może zaczekamy na tego piromana.<br>Llameth