nogawkami o czarne pręty. W końcu poczuł pod podeszwą beton podmurówki. Udało się.<br>Drzewa, które zapamiętał jako "pierwsze drzewo", były trzy, ale zamiast parkowego trawnika Anglik natrafił na ubite, tu i tam zryte klepisko. Wiatr niósł ze sobą nowy, dziwny, ostry zapach. Zwierzęcy smród, bardzo wyraźny. Nie fetor jak z hodowlanej farmy, prędzej już z dżungli albo z zoo, w którym trwa strajk pracowników od wywózki egzotycznego gnoju. Anglik wciągnął odór w nozdrza, wzruszył ramionami i przyklęknął przy pniu. Tutaj. Chyba tutaj. A może nie tutaj. Ciemno jak na cmentarzu. Może tu? Pod palcami wyczuwał tylko patyki, kamyki, liście. Gdzie ten