Słowem, wszystko jest w operetce znakiem: dla publiczności, nie obeznanej (choćby pośrednio) z konwencją, pozostać musi ona zupełnie niezrozumiała... Jak teatr Wschodu, jeśli wolno użyć paradoksalnego porównania.<br>Ale to się właśnie Gombrowiczowi podoba. Dlatego nasila on jeszcze umowność widowiska. Nie ma w jego Operetce niczego, co nie byłoby hieroglifem czy ideogramem. Nic nie funkcjonuje jako obraz, wszystko - jako symbol roli, relacji, sytuacji. Cała sztuka (od przestrzeni, gdzie się toczy, do języka, którym mówią postacie) jest układanką znaków.<br>Popędzani przez autora, spacerujemy po lesie symboli, łatwych, śmiesznych, stereotypowych... ale jednak symboli. Wszyscy - z pisarzem włącznie - mówią jawnie kodem, słuchają znaków poprzednio ustalonych