jak dotąd, nie. Czy ja bym w ogóle urodziła dziecko, gdyby nie pomyłka? Przecież nigdy właściwie czas nie był po temu odpowiedni. Czy jestem dobrą matką? Może wcale nie pragnęłam dzieci? Matka oblewa się zimnym potem, bo dotąd nigdy o tym nie myślała. O mężu, że jest potworem, że wykorzystuje ją po to, by "mieć rodzinę, tak jak wszyscy", myślała dość często, właściwie po każdej kłótni - ale o sobie i dzieciach? Przecież je kocha, jej miłość zawsze była niepodważalna. Chce zasnąć, ale w męce niewiedzy, najgorszej z możliwych, bo dotyczącej fundamentalnych wątpliwości na swój własny temat, nie może zmrużyć oka. Nie ma się