się, pogłaskało po głowie! Nie! patrzą jak na raroga, jak na starego człowieka... Ach, starość!!! <page nr=97><br>Następnego dnia Władysław zabrał matkę do Ostii. Strada lśniła czarno od rosy, w powietrzu była woń ostów, Tybru i benzyny - Róża promieniała. Zawsze, ilekroć ktoś dopomógł jej do wydźwignięcia się z gniewu, życie cieszyło ją jak gdyby darowane na nowo, na nowo pełne nadziei. Władysław bał się, że pejzaż po drodze nie zaciekawi matki, ciągle obiecywał: <br>- Na razie to nic, ale zobaczy mamusia, jak ładnie nad morzem. A później jeszcze Ostia Antica - cudo, naprawdę cudo. <br>Uderzyła go po ręku. <br>- Czegóż ty dziury w całym szukasz? Czy wielkie