ulicą Kościeliską, Drogą do Rojów i przez Bór na wyśni koniec Sobiczkowej. Nareszcie w domu! Wśród przyjaznych twarzy, serdecznych powitań, nie kończących się opowiadań i pytań, znalazłam się nareszcie w kraju mego dzieciństwa. Niestety, babka już nie żyła, nie żył też jej zięć Maciej Miętus, ale wszyscy inni stawili się jak jeden mąż, by się ze mną przywitać.<br>Cały styczeń 1945 to głębokie śniegi, mróz i cudowne słońce. Zaczęły się spacery - brakowało tylko nart, które po wybuchu wojny niemiecko-bolszewickiej kazano oddać dla wojska. Oczywiście, nart nie oddaliśmy, ale w obawie przed rewizją zostały spalone. W tym to czasie przyszła odwilż - mówiło się