horyzontu, groźny przylądek Kanagawa z cyplem Kannon. Oglądam coś w rodzaju odwrotnej projekcji naszej zeszłorocznej podróży w głąb zatoki.<br> Mijam wiele statków lokalnej żeglugi, trzymających się tak, jak i my, przezornie z dala od głównego toru, którym defilują kolosy doskonale widoczne w powoli zaczynającym się chylić słońcu.<br> Wiatr 5-6B jak nic, a biegnąca przez coraz to większy akwen fala, którą dostaję, daje się zdrowo we znaki. W którymś z gwałtownych szkwałów poganiany przez koniec bomu, toczę się po pokładzie i tracę czapkę. Jasna, najjaśniejsza cholera! Moja wspaniała czapka. Lądowa! Ta sama, w której fotografowała mnie amerykańska telewizja i w której figurowałem