wysoko, a drugim wracałabym jak najniżej nad drogą. I nie ma siły, musiałabym siebie znaleźć!<br>Widocznie doszli wreszcie do tego samego wniosku, bo znów oba poleciały do przodu. Wyjechałam z cienia i jechałam dalej. Szosa zamieniła się w coś okropnego, nie wiem, promenadę dla osłów czy co. Musiała to być jakaś stara droga, która miała tę dobrą stronę, że nie leciała po estakadach i mostach, tylko złaziła w przełęcze i wiła się wzdłuż zboczy, które zakrywały mnie bardzo dokładnie przed okiem helikopterów.<br>Dojechałam do skrzyżowania. Ściśle biorąc nie było to skrzyżowanie, tylko do mojej drogi podeszła druga, tak, że gdybym jechała