jej kolejne omdlenie, i to na ulicy. Przystanęła, odstawiła torbę na chodnik i schyliła się, udając, że zawiązuje sznurowadło tenisówki. No, lepiej. Krew napłynęła jej do głowy, zielonkawa ściana znikła na dobre. Gabrysia wyprostowała się powoli, odszukała w kieszeni miętówkę i ssąc ją, z wolna odzyskiwała dobre samopoczucie.<br>A przynajmniej - jakie takie.<br>No, szybciej do domu. Jak najszybciej. Jak już mdleć, to w towarzystwie. Grześ ma, co prawda, pracę do trzeciej, ale w domu są dzieci i zapewne Pulpecja.<br>Weszła do bramy i wyjrzała przez okienko z witrażykiem. Na podwórku nie było Pyzy i Tygryska.<br>Otworzyła drzwi domu, odwiesiła w przedpokoju swoją