zmierzchu, nareszcie na swobodnie, po<br>drugiej stronie krat.<br> Okryję się liśćmi, otulę mchem, nikt mnie tam nie wytropi.<br> Szukajcie Puka, który wam umknął, szukajcie wiatru w polu!<br> W gęstwinie poczekam, chichocząc w kułak, aż nadejdzie sen nocy<br>przedwiosennej, który was wszystkich zmorzy.<br> Wtedy przez nie strzeżoną szczelinę w murze albo jawnie i<br>bezczelnie przez uchylone skrzydło bramy przy śpiącym strażniku<br>wymknę się na swobodę, wymknę się w świat!<br> I nic mi do was ani wam do mnie!<br> Rózia zachrapała, ciężko i znojnie.<br> Mogłem śmiało uciec zza krat, nie oglądając się na nic.<br> I wtenczas przestałem się wahać...<br> Nie mogłem!<br> I zdawałem