jak nie tak znów rzadki widok zlicytowanego dziedzica w pustym, wymiecionym z mebli dworze. W radiu miałem kolegę-inspektora audycji, który, choć pensję miał dużo niższą ode mnie, był równie jak ja szczęśliwy, bo poprzednio pracował jako praktykant na poczcie za pięćdziesiąt (!) złotych miesięcznie, co już było pensją półgłodową. A jeżeli nie głodował, to tylko dlatego, że poczta sprowadzała dla swoich pracowników żywność ze wschodniej Polski, gdzie była ona za bezcen, i sprzedawała ją po cenie kosztu. Jajko na przykład kosztowało jedną czwartą grosza i inne produkty w tych proporcjach. To były te okolice, gdzie wszystko rozszczepiano na czworo: zapałkę, grosz