to wyjąłeś, ptaku - zmarszczył brwi Zoltan Chivay. - Ot, popadli my w kabałę. Jakże więc? W las, gdzie upiory, czy drogą, gdzie wojska i maruderzy?<br>- W lasy - powiedziała z przekonaniem Milva. - A co gęstsze. Wolę ghule niźli ludzi.<br> <br>Szli lasami, początkowo ostrożni, spięci, reagujący alarmem na każdy szelest w chaszczach. Wkrótce jednak odzyskali kontenans, humor i poprzednie tempo. Nie widzieli ani ghuli, ani najmniejszych śladów ich bytności. Zoltan żartował, że upiory i wszelkie inne demony musiały dowiedzieć się o nadciągających wojskach, a jeśli potworom zdarzyło się zobaczyć w akcji maruderów i verdeńskich wolentarzy, to zdjęte zgrozą skryły się w najgłębszych i najdzikszych