na początku był taki uprzejmy, teraz coraz kategoryczniej ciśnie? Jakby zapędził mnie w róg, który naraz staje się kozi, śmierdzi po prostu capem mimo sterylnej medycznej czystości... Ach, ten stary człowiek boi się ciała i myśli, że kafelkami się od niego odgrodzi, że w tym miejscu wymości sobie nieśmiertelność. Jutro, jutro... Czemu nie dziś? Odchodzę na chwilę, a on patrzy niespokojnie, jakbym zabierał ze sobą decyzję. Więc robię jakiś bezsensowny ruch, który znaczy: "Zostawiam swoją decyzję, widzi pan, zdejmuję z siebie i kładę ją tu, na pana pięknym kominku, na pana dziewiczym kominku...", i idę, i schodzę schodkami w dół, do