campingowym, a przeciwległy pozostał niewidoczny. Płynąłem więc niemal po omacku, rozgarniając równo wodę, aby kajak szedł prosto i zaniósł mnie do celu <page nr=52>.<br> Jazda w ciemności wydawała się długa, jak gdybym nigdy nie miał dobić do brzegu. Dookoła wciąż zalegała noc i szemrał deszcz. Po jakimś czasie zacząłem się obawiać, że kajak jednak zboczył z kursu i płynę wzdłuż brzegów aż na koniec jeziora, do młyna Topielec.<br>Pracowałem wiosłem nieustannie, lecz drugi brzeg wciąż pozostawał niewidoczny. Było tak ciemno, że ledwo widziałem dziób "salamandry". Toń jeziora wydawała się przepaścią, doznawałem wrażenia, że za chwilę wychylą się z niej długie oślizłe macki, owiną