wielki święty, który robi cuda. Chłopiec w uciesznych skokach dopadał żebraków dotykając nóg pierwszego i oczu <page nr=105> drugiego, na znak, że zbliżający się święty na pewno przywróci pierwszemu chód, a drugiemu wzrok. Ale oni po dłuższej mimicznej scenie w przerażeniu oddalali się, bo nie chcieli być zdrowi, gdyż żyli ze swego kalectwa.<br>Nie wszyscy w kościele rozumieli aluzję. Tak jak ja, potrzebowali objaśnień. Mnie udzielał ich ksiądz Piolanti, lepszy widać znawca średniowiecznej literatury niż muzyki. Pochylałem się więc ku niemu, ilekroć umykał mi sens wydarzeń na scenie. Podobnie czynili inni, tak w ławkach, jak i w grupach pielęgniarzy i siostrzyczek, stojących po