trzeba nowych, mocnych impulsów, zarówno ekonomicznych (np. zdynamizowanie zamierającej prywatyzacji, reforma sfery budżetowej), jak i - co może nawet ważniejsze - politycznych (choćby próba podważenia, zwłaszcza z pozycji tego silniejszego politycznego podziału na dwie Polski, który, "nieleczony", po ewentualnym wyborze Kwaśniewskiego na prezydenta może się tylko monstrualnie powiększyć).<br><br>Tyle tylko, że logika kampanii prezydenckiej, w której kandydaci muszą odwołać się do masowego, "powszechnego" elektoratu, sprzyja impulsom politycznym o innym potencjale. I zapewne ma rację Jan Maria Rokita, który z kolei poniewczasie przyznaje rację Jarosławowi Kaczyńskiemu, gdy mówi dzisiaj, że powszechne wybory prezydenckie rodzą więcej nieszczęścia niż korzyści, że lepszy byłby wybór głowy państwa