Konrada! - krzyknęła Aurelia, ale widocznie wiatr za mocno świszczał Gburkowi w uszach, bo pędził dalej przez pola w imponującym tempie, skręcił pod kątem prostym ze ścieżki biegnącej miedzą na piaszczystą polną drogę, która wyprowadziła ich znów na asfalt, pomiędzy pierwszymi domkami Letniska. Teraz szybkość Artura znacznie wzrosła, śmignęli asfaltem spory kawał drogi i wypadli tuż obok willi z szyldem rzeźnika.<br>Tu Gburek zwolnił i popedałował dostojnie, bez pośpiechu, przez wonny tunel pomiędzy wysokimi sosnami, wreszcie zakręcił, w myśl wskazówek babci Jedwabińskiej, w lewo. Zatrzymał się i - dysząc triumfalnie - polecił Aurelii, by zsiadła.<br>Od ziemi bił wilgotny chłód. Pachniało czarnym bzem, sosnami i