Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
taką okazję, krótkich, zawsze bardzo przydatnych linek, odnalazłem coś takiego. Odwiązałem i zamocowałem do żagla. Po chwili już jechałem windą do nieba! Co się stało? Odwiązaną w pośpiechu linką był koniec mojej liny bezpieczeństwa, którą to "na śmierć i życie" związałem się z podnoszonym żaglem.
Reminiscencja. Kiedyś na wspinaczce zjeżdżaliśmy kawał drogi w dół. Lina moja była, no, powiedzmy, solidnie wysłużona. Kolega zgromił mnie mówiąc, że to urągowisko.
- Ty się na tym zawieszasz, a ja bym to w rękach zerwał.
- No to rwij, jakżeś taki mocny - mówię. Wziął do ręki i zerwał... Spociłem się, gdy to zobaczyłem.
O co chodzi? O to
taką okazję, krótkich, zawsze bardzo przydatnych linek, odnalazłem coś takiego. Odwiązałem i zamocowałem do żagla. Po chwili już jechałem windą do nieba! Co się stało? Odwiązaną w pośpiechu linką był koniec mojej liny bezpieczeństwa, którą to "na śmierć i życie" związałem się z podnoszonym żaglem.<br> Reminiscencja. Kiedyś na wspinaczce zjeżdżaliśmy kawał drogi w dół. Lina moja była, no, powiedzmy, solidnie wysłużona. Kolega zgromił mnie mówiąc, że to urągowisko.<br> - Ty się na tym zawieszasz, a ja bym to w rękach zerwał.<br> - No to rwij, jakżeś taki mocny - mówię. Wziął do ręki i zerwał... Spociłem się, gdy to zobaczyłem.<br> O co chodzi? O to
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego