Tyle, że Trembecki wierszami płacił karciane długi i wstęp na rauty, zaś Dymny swoją sztuką płacił za uczestnictwo w oficjalnym obiegu sztuki: raz miał ochotę zabawić się w "prawdziwego" literata, to znaczy takiego, który wydaje książkę, bierze honorarium i czyta recenzje; potem miał kaprys zabawić się w "prawdziwego" plastyka, a kiedy indziej w "prawdziwego" aktora. Miał ochotę, kaprys - bo i tak na co dzień był jednym i drugim, i trzecim. Inaczej mówiąc, Dymny z rozkoszną bezmyślnością trwonił swój naturalny majątek. Tacy ludzie są duszą towarzystwa, są inspiratorami i ozdobą wszelkich zabaw. Nie myślą o tym, co będzie, kiedy skończą się pieniądze. Aż