miało nas odwiedzić tych dwóch jesionów, którzy rzucili nas na glebę tuż po wejściu do jednostki. Na szczęście jednak nie przyszli. Pojawił się natomiast jakiś niewysoki gość o pucołowatej, bijącej cwaniactwem twarzy. Nie sprowadzało go nic konkretnego, ot po prostu on stary, doświadczony wojak chciał sobie pogadać z młodymi, zakręconymi kitami. Wypytał nas kto z jakiej jednostki przyjechał, pogadał o tutejszej fali, opowiedział parę kawałów i wyszedł. Tej nocy nie mogłem zasnąć bo jakiś koleś z Baniochowa cały czas niemiłosiernie chrapał. Nie pomagało budzenie go, zatykanie mu nosa, perswazja, sugestia - wszystko to na nic. Chrapał i koniec. Ktoś podsunął pomysł, żeby