stoję z boku, jakbym w ogóle nie był, nie istniał w świadomości świata, nie brał udziału w dziejach życia. Przez chwilę sam zaczynam wątpić w swoje istnienie i wydaje mi się, że lada moment rozpłynę się w nicość. Ale Weber odchodzi, a ten drugi żołnierz, jakby dopiero teraz mnie dostrzegł, kiwa palcem, żebym szedł za nim, i jakby kwalifikując w ten sposób moją obecność, przywraca mnie istnieniu. Wchodzimy do magazynu, zabieramy stamtąd wielkie koło od wozu i niesiemy je razem. Przechodzimy przez ogród i innym wyjściem wychodzimy znów na ulicę. Idziemy w milczeniu, które żołnierz wreszcie przerywa.<br>- Francuz czy Anglik? - pyta