izbę, tuż za pokojem profesora, i oznajmiono, że wieczerzę podają zaraz po zachodzie słońca.<br>- Prawda, że to jakiś zabawny człowiek ten malarz? rzekła Wandzia do Adama.<br>- Bardzo zabawny, a widziała pani jego ręce? - Nie patrzyłam. A jakież on ma ręce?<br>- Jak goryl! - rzekł Adaś krótko <page nr=116>.<br>Wieczorem przy stole rozmowa nie kleiła się; jedyną klejącą się rzeczą był kleik, pożerany w nadmiernych ilościach przez matematyka, który tej szpitalnej potrawie przypisywał wyborne właściwości, doskonale wpływające na substancje mózgowe. Malarz gadał mało, jakby onieśmielony, i bystrymi oczami przyglądał się zebranym.<br>Po długiej i nudnej przygrywce pustych słów i takich genialnych spostrzeżeń, że ludzie żywiący się