Typ tekstu: Książka
Autor: Konwicki Tadeusz
Tytuł: Dziura w niebie
Rok wydania: 1995
Rok powstania: 1959
do wnętrza. Spadłszy zgrabnie na cztery nogi zabiegał drogę koniowi, szczekał gniewnie i z pretensją. Chlebodawca pana Pluski zwalniał wtedy kroku i strzygł uszami, jakby dając do zrozumienia, że świadom jest odpowiedzialności spoczywającej na nim.
pełnym grozy patrzyli w białą twarz kolegi. Na samym końcu spieszył pan Staś, trzymając się kłonicy. Sapał chrypliwie bardzo zmęczony i wolną ręką strząsał ze swej ciemnej marynarki, włożonej na nagie ciało, grudki gliny, pajęczynę natrętną jak bodziaki i suche źdźbła igliwia. Skrajem drogi biegł Panfil. Ogon trzymał ostro do góry, łapy stawiał sprężyście. Widać było od razu, że jest dobrego mniemania o sobie, że jego
do wnętrza. Spadłszy zgrabnie na cztery nogi zabiegał drogę koniowi, szczekał gniewnie i z pretensją. Chlebodawca pana Pluski zwalniał wtedy kroku i strzygł uszami, jakby dając do zrozumienia, że świadom jest odpowiedzialności spoczywającej na nim.<br>pełnym grozy patrzyli w białą twarz kolegi. Na samym końcu spieszył pan Staś, trzymając się kłonicy. Sapał chrypliwie bardzo zmęczony i wolną ręką strząsał ze swej ciemnej marynarki, włożonej na nagie ciało, grudki gliny, pajęczynę natrętną jak bodziaki i suche źdźbła igliwia. Skrajem drogi biegł Panfil. Ogon trzymał ostro do góry, łapy stawiał sprężyście. Widać było od razu, że jest dobrego mniemania o sobie, że jego
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego