I niedzieli pewnej z rana,<br>Choć nie było to w zwyczaju,<br>Rzekł: "Zjem obiad w Biłgoraju,<br>Bo podobno biłgorajki<br>Warzą pyszne zalewajki.<br>Niech kolasa tu zajedzie,<br>Chcę być w porę na obiedzie!"<br><br>Zaprzężono czwórkę koni,<br>Kornie cały dwór się skłonił,<br>A królowa w oknie stała<br>I chusteczką pomachała.<br><br>Potoczyła się kolasa<br>Nie do sasa, nie do lasa,<br>Lecz przez mostek na ruczaju<br>Wprost do miasta Biłgoraju.<br>Jadą, jadą tak trzy mile,<br>Foryś z przodu, hajduk w tyle,<br>Ciepły wietrzyk łechce mile,<br>Tu i ówdzie brzęczy muszka,<br>A Król siedzi na poduszkach<br>I paznokcie poleruje.<br>Wtem... wychodzą z lasu zbóje,<br>Trzej wąsale