Rozdział czwarty<br>Ptaki, jak zwykle, wyprzedziły wschód słońca, wypełniając szarą i mglistą ciszę świtu istną eksplozją ćwierkania. Jak zwykle, pierwsze gotowe do drogi były milczące kobiety z Kernow i ich dzieci. Równie szybki i energiczny okazał się cyrulik Emiel Regis, dołączając z podróżnym kosturem i skórzaną torbą na ramieniu. Reszta kompanii, która nocą rozprawiła się z destylarnią, nie była tak rześka. Chłód poranka wybudził i ocucił birbantów, ale nie zdołał całkowicie unicestwić skutków działania mandragorowego samogonu. Geralt ocknął się w kącie lepianki z głową na podołku Milvy. Zoltan i Jaskier, objęci, leżeli na stercie alraunowych korzeni, chrapiąc tak, że aż powiewały