sam. Znów popijasz, bierzesz prochy. Za wszelką cenę chcesz zasnąć, oczywiście bez kolacji i wieczornej toalety. <br>Nie tylko rutynowe zajęcia życia codziennego takie jak ubieranie się, jedzenie, mycie, dotąd oczywiste, wręcz niezbędne, nagle i kompletnie straciły wszelki sens. Całe twoje nastawienie filozoficzno-egzystencjonalne odwołuje się do ewidentnego absurdu. Akt narodzin konfrontujesz z pogrzebem, nie rozumiesz po co choremu w ogóle się leczyć, jeśli i tak wcześniej czy później musi umrzeć. Życie straciło sens. Pogrążasz się w beznadziei. <br>I nie wyjdziesz z niej sam, gdyż z tej choroby nie da się wyjść samemu. Nie jest to kwestia silnej, nawet żelaznej woli. Niezbędna