więc znowu dostarczył mi, spóźnionego co prawda, argumentu za wyjazdem. Mimo to wciąż byłem daleki od "plucia sobie w brodę". Zwłaszcza że ta ucieczka wtajemniczonych, w tajemnicy przed nie wtajemniczonymi, w której o mało nie wziąłem udziału, nie była zbyt fair. <br> Tej samej nocy pułkownik Umiastowski kazał mi przez radio kopać rowy przeciwczołgowe na Polu Mokotowskim, wraz z innymi młodymi ludźmi, snującymi się bezładnie w ciemnościach z łopatami, które jednak rzadko i bez przekonania zanurzały się w ziemi. I nic dziwnego, skoro potem, w kolejnym radiowym przemówieniu pułkownik zmienił zdanie i kazał nam, poborowym mężczyznom, już bez łopat, ruszyć "na wschód