wgłębiać się w wiersze Shelleya, opasłe powieści Lwa Tołstoja, nie mówiąc już o "Umowie społecznej" Rousseau czy - nie daj Boże - "Principles of Mathematics" lub "The Analysis of Mind" Russella, określonych przez Johnsona elegancko mianem "logicznych bzdur".<br>Jeśli istnieje zapotrzebowanie na pewnego rodzaju "literaturę", jest rzeczą naturalną, że znajdzie się zawsze koś, kto wyjdzie mu naprzeciw.<br>Na ogół czynią to jednak żądni sensacji dziennikarze, rzadziej autorzy o poważnym dorobku, też chcąc nie chcąc jakoś przynależni do gatunku "intelektualistów".<br>W przeciwieństwie do wielu skandalizujących biografii, ocierających się o pomówienie i plotkę, Johnson zaprezentował imponujące (409 stron druku) dzieło, zaopatrzone w liczne przypisy, odsyłające