czy mowa o Rzucewie w Zatoce Gdańskiej, czy Gronnau pod Sztokholmem. Nic. Nic tylko gmach za gmachem, dźwig za dźwigiem. Halsuję.<br> Jest już piekielnie późno, gdy z ulgą identyfikuję małą Saru Sa - małpią wyspę leżącą u wejścia do bazy. W porządku. Walę do Yokosuka, jeśli nie starczy dnia, stanę na kotwicy pod "małpami" i będę czekał do świtu. Małpy... niech to.<br> Dnia szczęśliwie starczyło, ale nahalsowałem się do wiwatu. Przed zachodem słońca, trzymając rumpel w jednej, a strzępy przemoczonej mapy w drugiej garści, mijam betonowy cypel z lotniskiem helikopterów, potem niski falochron, przez który fale przechodzą jak dzieciarnia przez płot sadu