kładzie,<br>spoczywające w ponurej szufladzie.<br>Czarne, bure, zielone i wesołe w kratki,<br>to zgrzebne szare płótno, to znów atłas gładki.<br> Raz - coś błysło jak złotem,<br>zamigotało zielonym klejnotem,<br> zatęczyło na zgięciu,<br> zachrzęściło w dotknięciu...<br>Więc krzyknęłam: "Ach! z tego, z tego chcę mieć suknię!"<br>Lecz Czas, jak to Czas, zły krawiec, tak pod wąsem fuknie:<br>"To sprzedane do nieba - cała sztuka - <br>szczęśliwy, kto ten skrawek widział - niech większego <br> szczęścia nie szuka".<br><br>- To rzekłszy, schował prędko próbkę do szuflady,<br>a mnie pokazał sukno barwy - czekolady. </><br><br><div type="poem" sex="f"><tit>ŚWIT</><br><br>Zazieleniło się stalowe niebo - porosło trawą brzegiem<br> widnokręga.<br>Zza gór wypełzły smoki granatowe i popłynęły, kędy