Zagrzali wino na kuchence elektrycznej, dosypawszy uprzednio kilka łyżek cukru i parę goździków, a potem siedzieli na łóżku, popijali wino, grzejąc dłonie porcelanowymi kubkami. Przyjemna fala ciepła obejmowała ich całkowicie, nie zapalili światła, wtulony pomiędzy nich kot Pompidou mruczał jak przeciążony transformator. Najważniejsze sprawy świata oddalały się z prędkością światła, krążyły potem na ostatniej orbicie, przemieszane ze sobą, Władysław Gomułka i jego przemówienie, syjoniści i ich syjonizm, rewizjoniści i ich rewizjonizm, podporucznik Samczyc i jego pożegnanie, saksofonista Waldek i jego nowe zęby. Wszystko to stało się mało ważne i nierealne, odległe, jak koniec roku szkolnego dla pierwszoklasisty