Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
czasu do czasu oblizać łyżeczkę. W pewnej chwili na płycie zagatował się kociół z bielizną i krople wrzątku prysnęły na plecy Tekli. Syknęła tylko, odwróciła się do nas i wycedziła ze złością przez zęby:

- Idźcie sohie! Idźcie stąd! Jesteście takie same czerti jak wasza matka! Nie ma czego tu się kręcić!

Wyszedłem obrażony i nie wchodziłem odtąd do kuchni. Było to wielkie wyrzeczenie z mojej strony, gdyż zaczęły się tak zwane "krieszczenskije morozy" i matka wypuszczała mnie tylko na krótkie spacery.

Jegor jak zwykle czekał na ojca i odwoził go do warsztatów, a potem przywoził na obiad do domu. Obaj wracali
czasu do czasu oblizać łyżeczkę. W pewnej chwili na płycie zagatował się kociół z bielizną i krople wrzątku prysnęły na plecy Tekli. Syknęła tylko, odwróciła się do nas i wycedziła ze złością przez zęby:<br><br>- Idźcie sohie! Idźcie stąd! Jesteście takie same czerti jak wasza matka! Nie ma czego tu się kręcić!<br><br>Wyszedłem obrażony i nie wchodziłem odtąd do kuchni. Było to wielkie wyrzeczenie z mojej strony, gdyż zaczęły się tak zwane "krieszczenskije morozy" i matka wypuszczała mnie tylko na krótkie spacery.<br><br>Jegor jak zwykle czekał na ojca i odwoził go do warsztatów, a potem przywoził na obiad do domu. Obaj wracali
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego