całość. Mróz poszedł dalej. Mróz niczego pojedynczego z Lema nie wyłuskuje, nie ilustruje żadnej konkretnej sceny, Mróz nie jest tanim plagiatorem. On obiera Lemową narrację jak cebulę, warstwa po warstwie, dochodzi do sedna, dotyka zasady pierwszej tego pisarstwa - i dopiero tu, na dnie opowieści, chwyta ołówek i daje profil sedna, kreśli portret zasady pierwszej.<br>Rzeczywiście, istny to teatr jest, nagle wstrzymany teatr wielkiego tańca. Gdyby któryś z roztańczonych obrazów <name type="person">Ohada Naharina</> w zawrotnej sekundzie zastygł, byłby to rysunek godny Mroza. Ta sama hipnotyczna cisza, to samo genialne cięcie przez wielką narrację, ten sam, nie wiedzieć skąd idący niepokój, i te same