słońcem deskach. Rzuciliśmy worki na łódkę i Henryk na przekor tej ciszy postawił żagle, i wtedy nagle powiało. Odbiliśmy od kei, a wiatr się wzmagał, był coraz mocniejszy i mocniejszy, zrobiło się ciemno <page nr=60> i z tych granatowych chmur lunęła woda. Jezioro, dotąd gładkie jak stół, zagotowało się całe od wielkich kropel deszczu. Wiatr był bardzo mocny, a my mieliśmy podniesione oba żagle, na motyla, jeden po jednej, a drugi po drugiej stronie łódki, i szybowaliśmy prawie nad ta gotująca się woda, zupełnie sami, bo wszyscy uciekli przed burza, a ona w końcu przeszła bokiem, powiało mocno i wylało się kilka chmur