interesowali, bo to była normalna policja. Ojciec oferował im wszystkie pieniądze, jakie miał, ale nie wzięli, wyjaśniając, że mają nakaz i muszą ją doprowadzić, bo była obserwowana, i skontaktowano się już z aleją Szucha, gdzie wiadomo było, że ją mają, więc gdyby jej nie dostarczyli, to z nimi samymi byłoby krucho. Pozwolili natomiast ojcu ją odprowadzić i szli bardzo wolno od Książęcej do alei Szucha, prawie godzinę - agenci przodem, ojciec z matką za nimi, a na końcu ten pan, który z nią mieszkał. Agenci zapowiedzieli, że nie ma co nawet myśleć o ucieczce, bo z tyłu jeszcze ktoś za nimi idzie