butelkę nalewki, którą Julia sporządzała co roku według przepisu zapamiętanego jeszcze z okresu spędzonego w S. Zębami wyciągnęła korek... Rozkoszny, słodkawy zapach oszołomił Iw. Sięgnęła po przejrzysty kryształowy kieliszek, którym Julia co wieczór wychylała swe sarmackie lekarstwo. Oblizywała wargi z pragnienia. Napełniła, spojrzała pod światło... Płyn był ciemnopurpurowy, lecz nie krwisty, raczej przypominający przejrzysty miąższ śliw lub wiśni. Dotknęła wargami krawędzi. Zapiekło, niemal zabolało, ale był to ból przyjemny, oczekiwany. Przechyliła kieliszek i wlała kilka kropli do ust. Smakowało... Przechyliła kieliszek jeszcze raz i zawartość wpłynęła do gardła. Co za cudowny ogień rozlewał się w rozdygotanym, przerażonym ciele, ogień przywracający siłę