Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
samobójca - dodała z pobłażliwą ironią, wskazując na Żakowicza.

Nieszczęsny adorator nie umiał się bronić. Na czole i pod nosem wystąpiły mu krople potu.

- Jak można, Natalio Gieorgiewna... - powiedział łagodnym głosem.

Żakowicz nie był powabny: miał duże dłonie, zawsze zimne i wilgotne, blond włosy wpadające w rudy odcień i takie same krzaczaste brwi, nos mięsisty, czerwony i miękki jak duża truskawka. Ale upiększały go wspaniałe zdrowe zęby i łagodne niebieskie oczy, a nade wszystka delikatność i nieśmiałość młodej panienki. Łatwo tracił kontenans i wtedy zaczynał się jąkać. Natalia Gieorgiewna przedrzeźniała go złośliwie i bez uśmiechu.

A przecież to on właśnie był heroldem
samobójca - dodała z pobłażliwą ironią, wskazując na Żakowicza.<br><br>Nieszczęsny adorator nie umiał się bronić. Na czole i pod nosem wystąpiły mu krople potu.<br><br>- Jak można, Natalio Gieorgiewna... - powiedział łagodnym głosem.<br><br>Żakowicz nie był powabny: miał duże dłonie, zawsze zimne i wilgotne, blond włosy wpadające w rudy odcień i takie same krzaczaste brwi, nos mięsisty, czerwony i miękki jak duża truskawka. Ale upiększały go wspaniałe zdrowe zęby i łagodne niebieskie oczy, a nade wszystka delikatność i nieśmiałość młodej panienki. Łatwo tracił kontenans i wtedy zaczynał się jąkać. Natalia Gieorgiewna przedrzeźniała go złośliwie i bez uśmiechu.<br><br>A przecież to on właśnie był heroldem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego