wracać na estradę i wyjmować instrumenty. Kotowicz przypatrywał się ich przygotowaniom, skrzyżowawszy ramiona na piersi.<br>- Wspaniale, panowie! - wykrzyknął. - Tylko śmiało. I kiedy dam znak.<br>Znienawidzony przez Słomkę kelner trącił swego towarzysza: - Z fantazją gość, co?<br>Jeszcze kilku kelnerów zbliżyło się do parkietu. Natomiast w głębi sali, w drzwiach prowadzących do kuchni, tłoczyły się zaciekawione pomywaczki. Jeden z boyów wylazł na stolik. Zegnał go jednak stamtąd, jak kota, starszy kelner.<br>Kotowicz cofnął się akurat na środek parkietu, gdy z baru runął na salę zgiełk wychodzących. Słomka poderwał się, chcąc naprzeciw pośpieszyć, lecz Kotowicz i tym razem wstrzymał go natychmiast.<br>- Stać! Stać, dobry