rozmawiał z Surmą.<br>- Może na strychu - podpowiedziała Marta.<br>Ofiarowała się prowadzić, bo Hani trudno iść po schodach. Ale Surmówna musiała wypełnić wyznaczoną rolę do końca. Marta dołączyła do grupy z własnej inicjatywy. Obejrzeli gościnne pokoje, rozgrzebali bagnetami łóżka, zerwali z nich kapy. Nic. Pozostał już tylko strych. Długa, mroczna, pachnąca kurzem i starością przestrzeń. Opróżnione z bielizny sznury, drewniane belki podtrzymujące skośnie opadający dach, cisza. Szukanie bez skutku. Żołnierze wytargali na środek stare kufry, rozbili je, wyrzucili ich zawartość. Skrzypiały zardzewiałe zawiasy odwiecznych szaf, przewracali kulawe stoły. Pogrozili kobietom, zapowiedzieli jakieś groźne, a nie zrozumiane przez obie konsekwencje. Zeszli na dół