Do ręki, zamiast zwyczajowego atrybutu powieściopisarza, fajki - on palił papierosy, więc fajka nie na miejscu - włożono mu wieczne pióro. Wyszło niefortunnie, bo pospolicie, jakby był jakimś nadętym bubkiem z MSZ na urlopie. Zdjęcie po latach odbierał jak najgorzej. - A tak w ogóle, to wyglądam, jakbym był na lekkim rauszu - skomentował kwaśno. Róża nic nie powiedziała, tylko, jak to ona, uśmiechnęła się uśmiechem zawstydzonej dziewczyny. To zdjęcie po raz pierwszy oglądali w przyćmionym, dusznym atelier pana Mariana Musiała. Tuż przy kościółku wrzosowskim; pod oknami przetaczał się pogrzeb, milkły zmęczone dzwony. Fotograf, rozkojarzony, kręcił się przy oknie, łypał przez nie. Raz podniósł do