jak jego rodzeństwo, między Szwajcarię i Polskę. Na śmierć wybrał sobie tę pierwszą. Pewnego poranka, pozostawiwszy list o jednoznacznej treści, wyruszył w Alpy by już z tej wyprawy nigdy nie wrócić. Nigdy też nie odnaleziono jego ciała, pochłoniętego prawdopodobnie przez jakiś lodowiec. O pannie Ketyy Baselgiance pamiętam tylko, że była ładniutka i durzyła się w moim bracie.<br> Bardzo lubiłem ekskursje z ojcem do fabryki Lourse'a, na Leszno. Do dziś, ilekroć znajdę się w pobliżu fabryki Wedla na Pradze, zapach, który mnie tam owiewa, przenosi mnie natychmiast do hali fabrycznej na Lesznie, gdzie pracowały wielkie mechaniczne miesidła mieszające czekoladową masę. Jeden z