się, że skoczy nagle i w silnych rękach roztrzęsie nieszczęśnika!<br>Kazimierz patrzył mu w twarz prosto, bezbronnie, rozpaczliwie - - Panie kapitanie! - zawołał głucho. - Ośmielam się powiedzieć...<br>- Gadaj, szelmo!<br>- ...powiedzieć, że sprawa, wskutek której jestem dziś nieszczęśliwy, prześladowany i gnębiony... żadnej nie ma z wielkim księciem styczności!<br>- Kłamiesz, jucho! - warknął oficer nieco łagodniej. - Nie wierzę ci, choćbyś się klął na świętości!...<br>Pewno, drabie, przy szklance gdzie skrzywdziłeś głupim słowem wielkiego księcia, co?... Ale ja cię tu utrzymam, kanalio!<br>W tym stylu wysłuchał Kazimierz jeszcze kilku równie dosadnych zapewnień pana kapitana - - po czym odmaszerował pod nadzorem przywołanego starszego żołnierza do kwater kompanii.<br>Tegoż dnia