krosty, zeschnięte jak owoce głogu, pobiegłem do lustra, twarz moja była czysta, poczułem się - pamiętam - wtedy dziwnie osłabiony i poprosiłem przyjaciółkę mej matki, by pokazała mi wewnętrzną stronę ud. Pleśni nie było. Rzekoma przyjaciółka matki okazała się psychoanalitykiem, przyjacielem ojca. Wróciłem do domu i wypiłem spirytus z naczynia, w którym łajdackiej pamięci ojciec mój przechowywał cyrkiel i ekierkę, odkażając te przyrządy przed użyciem, zabrałem z biurka pieniądze i udałem się na zwiedzanie szynków w naszym mieście. Podczas tej kilkumiesięcznej wędrówki widywałem kilka razy wampiry vel wampyry, udało mi się nawet jednego schwytać, ale po bliższym badaniu okazał się on zwykłym weteranem