w lewo, na ścieżkę wzdłuż grzbietu wału, przemknął się, jak mógł najprędzej, i stanął przed Lidką.<br>- Co się gapisz? - syknęła do niego. - Goń tego kretyna i zabierz mu kluczyki! Rower ze mnie, kurwa, sobie zrobił. No, goń go, matołku!<br>- (<gap>) - Zamiast dokończyć, przybliżył się i złapał Lidkę za wykręcone nadgarstki. Krótki łańcuszek policyjnych kajdanek przechodził od lewej ręki Lidki, okręcał się wokół grubego pręta balustrady i wpijał w oliwkową skórę drugiego nadgarstka. Kluczyka ani śladu, tylko drobna ranka zamka pod palcem. I znów to samo wyczuwalne ciepło, te same trzy zapachy, ledwo uchwytne w wodnym pyle idącym spod furt jazu. Na krótką